Życie na linie

STALOWYM LINOM powierzamy swoje życie, wsiadając do windy, przenoszącej nas z piętra na piętro. Nie brak lin w górniczych urządzeniach wyciągowych, w szybach wiertniczych, na holownikach i kutrach, w dźwigach pracujących na budowach. Dzięki linom mogą pracować kolejki linowe, zarówno osobowe, jak i towarowe.

 

Stalowe liny są drogie i wcale nie tak łatwo dostępne. Każdy metr liny nośnej, pracującej na przykład w kolejce na Kasprowy Wierch, kosztuje ok. 20 dolarów. Do działania tej kolejki potrzeba współpracy ok. 30 km lin, w tym czterech o długości 2 tys. m.

Właśnie od badań lin, niosących na Kasprowy Wierch wagoniki z turystami, rozpoczęła się w 1948 światowa kariera polskich defektografów. Należało zbadać dokładnie wytrzymałość wszystkich lin, aby nie narażać turystów na niebezpieczeństwo. Kolejkę zatrzymano, a w tym czasie na Akademii Górniczo-Hutniczej przygotowywano aparaturę, która stanowić miała prototyp pierwszego polskiego defektografu.

Cała aparatura, dzięki której zbadano liny kolejki, z trudem mieściła się w jednym jej wagoniku. Sam elektromagnes, nie licząc akumulatorów, prądnic i silnika benzynowego, ważył... 100 kg.

Badania wypadły pomyślnie. Liny uznano za sprawne i odtąd rokrocznie kontrolowano ich wytrzymałość defektografami z AGH.

Grupa pracowników naukowych tej uczelni, wśród nich prof. Zygmunt Kawecki — jeden z twórców polskiej metody magnetycznej defektoskopii, a zarazem współkonstruktor aparatów z rodziny MD — oraz docent Juliusz Stachurski, kontynuowała badania nad unowocześnieniem aparatury. Nasi badacze jako pierwsi na świecie przystąpili również do kompleksowego opracowania podstaw teoretycznych defektoskopii i napisali unikalny na ten temat podręcznik.

Wkrótce doszło do osobliwych zawodów z konstruktorami z RFN i Włoch w Cortina d’Ampezzo. Polskie defektografy MD-6 uznano i zgodnie za rewelację. Niedługo potem w górskich warunkach Chamonix zdecydowano się porównać MD-6 z aparaturą francuską, szwajcarską, włoską, belgijską i zachodnioniemiecką. Prezentowany w Chamonix defektograf polski wyróżniał się spośród innych niskim ciężarem (ok. 52 kg), uniwersalnością zastosowania, dużą czułością, wyposażeniem w stały magnes i niespotykaną w innych urządzeniach możliwością prowadzenia nim badań pod stalowymi podporami.

Naukowcy z Krakowa postanowili ulepszać kolejne prototypy z rodziny MD-6, zmniejszać ich rozmiary i wagę. Najmniejszy z rodziny polskich defektografów — prototyp aparatu defektoskopu MD-9 ma wymiary 310 x 220 x 200 mm, waży 4 kg i można go z powodzeniem zmieścić w teczce.

Wświatowej prasie specjalistycznej, a także w wielu periodykach i tygodnikach ukazało się już sporo artykułów, omawiających szeroko zalety polskiej aparatury.

Defektografy, wykonane w Krakowie, pracują obecnie w Australii, Indiach, Kanadzie i Wielkiej Brytanii. Zostały opatentowane nie tylko w Polsce, ale także w Australii, Austrii, Francji, Indiach, Japonii, Kanadzie, RFN. Szwajcarii, USA, Wielkiej Brytanii i Włoszech.

Międzynarodowa organizacja transportu linowego (OITAF) zleciła prof. Kaweckiemu i doc. Stachurskiemu opracowanie raportu o zaawansowaniu prac naukowo-badawczych oraz kierunków rozwojowych metod magnetycznej kontroli stalowych lin w kilkunastu krajach europejskich. Na koszt zleceniodawcy obaj naukowcy zwiedzili 21 laboratoriów w różnych krajach. W oparciu o te wizyty, własne doświadczenia i 263 pozycje literatury opracowali raport, liczący prawie 100 stron druku.

Wdniach 17—19 czerwca AGH zorganizowała I Światowe Sympozjum Badań Nieniszczących Lin Stalowych z udziałem kilkudziesięciu wybitnych naukowców i konstruktorów z wielu krajów. Naszym gościom — mówi prof. Kawecki — pokazaliśmy największe osiągnięcie polskie — prototyp defektoskopu MD-9. Był wymowną ilustracją naszego raportu.

Defektoskop MD-9 może służyć do badania lin w windach osobowych. W czasie czterech przejazdów dźwigu można ustalić uszkodzenia, a montaż i demontaż aparatury trwa ledwie 10—12 minut.

Może więc nareszcie windy przestaną być badane przy pomocy mniej lub bardziej sprawnego oka konserwatora i archaicznego w jego ręku młotka.

STANISŁAW M. JANKOWSKI

Na zdjęciu: Rodzina polskich defektoskopów. od lewej: MD-9, MD-8 i MD-7.

foto: Jacek Wcisło