Kominy bez dymów

Dotąd bezkarnie szły w powietrze. Smoły odzyskane przez elektrofiltry (zainstalowane u podnóża komina) zastosuje się znów jako lepiszcze albo sprzeda się spółdzielniom ogrodniczym w stanie ciekłym, jako niezwykle tani opał do ogrzewania szklarni.

 

Kominem wychodzi czysty dwutlenek węgla, który jest rychło asymilowany przez rośliny.

Stwierdzono, że można znacznie zwiększyć efektywność jonizacji zanieczyszczeń i w rezultacie umożliwić wytrącanie cząstek o średnicy mniejszej od 0.001 mikrona przez wprowadzenie dystrybucji oczyszczonego gazu wewnątrz elektrofiltru płytowego. Dlatego pod płytami elektrod zbiorczych zamontowano rynny.

Zaczyna spełniać się nadzieja całych pokoleń, od czytelników Dymu Konopnickiej poczynjąc. Sprawa czystego nieba nad fabrykami przechodzi ze sfery pobożnych życzeń do realizacji.

Staje się to możliwe dzięki wymyśleniu i opracowaniu niezwykłego elektrofiltru, który jest dwudziestokrotnie tańszy od gdzieniegdzie już stosowanych tradycyjnych. Autorem wynalazku jest dr inż. KAZIMIERZ KOLARZYK, wicedyrektor do spraw naukowych Instytutu Technologii Nafty w Krakowie. On właśnie (wraz z zespołem współpracowników, w składzie: inż. Leszek Tarczyński, inż. Dobrogost Czarnek oraz grupa racjonalizatorów z Biegonic k. Nowego Sącza z inż. Kazimierzem Kowalskim na czele) jest inicjatorem i współtwórcą elektrofiltru do oczyszczania spalin po produkcji elektrod węglowych. Przemysł elektrodowy, najbardziej chyba uciążliwy, dotąd nie miał żadnych zabezpieczeń.

Przypomnę — elektrofiltr jest to urządzenie, w którym wykorzystane są zjawiska elektryczne pozwalające na usuwanie zanieczyszczeń i pyłów ze spalin. Takie elektrofiltry zainstalowane są m.in. w Hucie im. Lenina, Fabryce Supertomasyny „Bonarka" w Krakowie oraz w wielkiej energetyce. np. w Kozienicach czy Sierszy II.

Taki tradycyjny elektrofiltr, z wszystkimi operacjami, powodującymi akumulację cząstek, kosztuje ok. 10 mln zł. Wymaga dodatkowych procesów, chłodzenia głównie wodą lub parą wodną, a poza tym — nie wychwytuje cząstek poniżej 0.001 mikrona.

 
Custom Modules
foto:
 

W metodach przechwytywania uciążliwych spalin niewiele zmieniło się na przestrzeni 80 lat. Prawdziwą rewelację stanowi więc wynalazek doktora Kolarzyka, zastosowany od kilkunastu dni w Zakładzie Elektrod Węglowych w Biegonicach pod Nowym Sączem. a więc w terenie turystycznie atrakcyjnym, uprzednio niemiłosiernie zadymianym.

Na czym polega istota tego wynalazku? Cały proces elektrostatycznego odsmalania przeprowadza się w jednolitej, podwyższonej temperaturze, zazwyczaj bez uprzedniej obróbki typu zraszania czy traktowania parą. Osadzone na elektrofiltrze smoły są grawitacyjnie usuwane z elektrod zbiorczych do tzw. czopucha, przez który przepływają gorące, pozbawione już substancji smolistych gazy. Dzięki temu przechowywana w czopuchu smoła jest utrzymywana w stanie ciekłym i może być w każdej chwili przepompowywana do cystern.

Pracujące aktualnie 3 elektrofiltry Kolarzyka w Biegonicach wychwytują — trudno w to uwierzyć — na dobę aż 2 tony smół, które prowadzą spływającą z elektrod smolę w ten sposób, że odstępy miedzy rynnami tworzą dysze doprowadzające gazy spalinowe do wnętrza elektrofiltru.

Dzięki skierowaniu, od początku przebiegu, w silne pole elektrostatyczne otaczające elektrodę jonizującej pary i zawiesiny smół, zostają one zjonizowane i następnie osadzone na elektrodach zbiorczych, skąd spływają rynnami do zbiorników. Koszt jednego takiego elektrofiltru wynosi 0.5 mln zł. Zainstalowanie go nie tylko szybko zwraca koszty, ale jest wręcz opłacalne dla użytkownika, nie mówiąc już o korzystnym rachunku kosztów społecznych. Elektrofiltr zespołu Kazimierza Kolarzyka stał się rychło sławny wśród specjalistów w przemyśle elektrodowym i koksochemicznym krajów RWPG.

Odetchnęła ziemia sądecka, niebawem odetchnie cały jej zielony świat, w konsekwencji mieszkańcy i turyści. Dr inż. Kazimierz Kolarzyk był w AGH studentem prof. dr. Walerego Goetla.

Zbigniew Święch